Dzień pospolity
No i zdechł.
To się nazywa złośliwość rzeczy martwych...
Mój laptop, staruszek, który przeszedł swoje - minimum sześć przeprowadzek, miliony okruchów, jedną lampkę wina, ze dwa niewielkie upadki, tysiąc łapek Lei, która ubóstwiała siadać mi na kolanach, gdy miałam do zrobienia coś strasznie ważnego. Laptop, który od dwóch lat był laptopem stacjonarnym, ze względu na wadę fabryczną - zużyte zawiasy...
Sprawował się wyśmienicie, aż do wczoraj.
Zdechł, tak po prostu i bez ostrzeżenia.
A wraz z nim wszystkie dokumenty, wszystkie zdjęcia, cała muzyka, wszystkie prace na uczelnie... I to znów, gdy zbliżają się moje ubóstwiane deadline'y.
Technologia nas kiedyś chyba zniszczy, bo czuję się bez ręki. Jakby ktoś zabrał cały mój dobytek. Bo to coś tak osobistego, gdzie przetrzymuje się często najważniejsze rzeczy.
Coś na wzór sentymentalnych pudełek, pełnych szpargałów, listów, zapisanych fiszek, pełnych wspomnień, o których na co dzień się nie pamięta, a jak znikają, to czuje się taki straszny żal.
Bynajmniej ja tak mam.
Staramy się trzymać Leę z daleka od elektroniki, pomimo że ciągnie ją niemiłosiernie do wszystkiego co elektroniczne.
minimum telewizji, której doświadcza tylko u babci, bo my telewizora nie posiadamy. Telefon nie jest zabawką, a dawanie go, tylko, żeby dziecko się czymś zajęło i miało się 5 minut spokoju też nie dla nas.
Żaden tablet, ipad, nocnik z tabletem, który wydaje dźwięk klaskania po zrobieniu siusiu, nie zastąpi klaskania dłoni i radości rodzica, ani wspólnej zabawy i bliskości.

Wszystko dla ludzi (też dla dzieci), ale z umiarem i rozsądkiem. I widzę to po sobie, jak czuję się jakby ktoś odciął mi rękę i nie potrafię się sama odnaleźć na laptopie mojego Jot., bo brakuje mi tego wszystkiego co było MOJE. I poważnie chciałabym, żeby Lea nauczyła się korzystać z dorobku technologii z rozsądkiem i rozwagą.
A wczoraj rozpoczęliśmy sezon grillowy - z grillem na balkonie i konsumpcją pokojową i godzinami grania w kalambury - bo jednak grill po sąsiedzku to jest to! I można, podtrzymywać kontakty sąsiedzkie nie tylko na facebooku.:)
Na zdjęciu poniżej widzimy, Ciocię zza płota, która padła po kilku godzinach niańczenia...:)
I chciałam jeszcze dodać, że będę starała się jak najbardziej się da, aby blog nie ucierpiał na chwilowych komplikacjach i ograniczeniach komputerowych ! Poproszę o ciut wyrozumiałości moje drogie! (i być może drodzy:P) ;)
16 komentarze
,
by mama-granda