lifestyle
Dzień matki . Spowiedź matki
Jestem mamą, choć wcale tego (jeszcze) nie planowałam. Jestem młodą wiekiem mamą i zbyt długo było mi z tego powodu wstyd. Wstyd przed samą sobą, wstyd przed wszystkimi dookoła.
Chowałam głowę w piasek przed spojrzeniami, przed ocenami obcych i bliskich mi ludzi.
Z mej pamięci bardzo często na wierzch wyciągam jedno wspomnienie. Wspomnienie dnia, gdy miałyśmy może z jedenaście/ dwanaście lat.
Leżałyśmy na narożniku w jej kuchni i rozmawiałyśmy o przyszłości, o tym, że mamy siostry, które mają już swoje dzieci, o tym, że pójdziemy na studia i po tych studiach to przyjdzie czas na dzieci. Obie miałyśmy rodzeństwo, które miało już swoje dzieci, swoje rodziny, swoje życie. Pamiętam, że mówiłyśmy, że jak będzie miały tak 25 lat, to będziemy już takie dorosłe i że nie wyobrażamy sobie, żeby nie mieć wtedy jeszcze dzieci.
Nie wiem skąd wtedy w naszych młodych głowach wzięły się te myśli, ale wyryły się w nich bardzo mocno.
Całe życie miałam kompleks "starej mamy". Wszystkie moje koleżanki przychodziły do szkoły z mami młodymi, pięknymi, pełnymi energii. Moja była zmęczona życiem, wiekiem i było mi wstyd - bo nie chodziła do fryzjera, nie malowała się, cały czas spędzała w domu, lub w ogrodzie. Nie jeździliśmy na wakacje za granice, nie zdobywaliśmy górskich szczytów, nie rozmawiałyśmy o modzie, makijażu i najnowszych trendach, nie potrafiła obsługiwać komputera. Nie znała się na muzyce współczesnej - a wszystko co nowe było dla nie obce i niezrozumiałe.
Kochałam ją nad życie, choć przecież była moją największą przyjaciółką - to jednak bywało mi często wstyd i patrzyłam na inne matki z zazdrością.
Moja mama urodziła mnie w wieku prawie 40 lat. Dziś nikogo nie dziwi kobieta, którą dopiero przed czterdziestką zaczynają czuć potrzebę posiadania dziecka. Dziś na pierwszy planie stoi wykształcenie, kariera, pozycja społeczna - fundament do założenia rodziny.
Dopadł mnie kompleks bycia młodą matką. Na pytania o wiek w kontekście macierzyństwa zaczynam drżeć. Gdy zaszłam w ciążę, nigdy się nie cieszył. Padały pytania " I co teraz? Co ze studiami, co z Twoim życiem?" - jakby to wszystko od początku do końca mnie przekreślało.
Kończyłam studia z dziewięciomiesięcznym brzuchem. Broniłam się z noworodkiem na ręku. I w żadnym wypadku nie przekreśliło mnie ani mojego życia.
A jednak przez pierwsze miesiące nie wychodziłam sama z domu - zawsze pod czyjąś eskortą, jakby ciężar spojrzeń miał się rozłożyć na dwa.
Dopisywałam do tych spojrzeń historie, które w moim mniemaniu rodziły się w głowach obcych mi ludzi - że taka młoda, że pewnie wpadła z pierwszym lepszym, że zmarnowała sobie życie.
Mimo, iż wiedziałam, że to nie prawda, że Lea jest owocem naszego pięcioletniego związku, że była w planach choć może nie tak szybko, że przecież chcieliśmy założyć rodzinę i spędzić ze sobą resztę życia.
Wstydziłam się przed najbliższymi, przed przyjaciółkami, które odsunęła od siebie na myśl - że przecież nic nie rozumieją. Czułam wstyd, gdy opowiadałam o moim dziecku i nie dopuszczałam do siebie myśli, że One przecież tak naprawdę cieszą się razem ze mną.
Społeczeństwo bywa okrutne, stygmatyzuje, przykleja niewidzialne łatki nie mając o niczym pojęcia - a ja nie potrafiłam się przed tym bronić. A może tak na prawdę zbyt wiele uroiłam sobie w głowie?
Dziś mam 24 lata, i pełną świadomość, że to wcale nie wiek określa mnie jako matkę. Ale to jaka jestem dla swoje córki, to jaką miłością ją otaczam i to, że chcę pokazać jej cały świat z jak najlepsze strony, tak, żeby potrafiła od życia brać garściami. Tak żeby nigdy nie musiała się mnie wstydzić.
Dziś czuję się dobrą matką, najlepszą jaką mogę być dla mojej córki.
I w dniu naszego szczęścia, życzę sobie i wam, abyśmy nigdy nie miały w jakimkolwiek kontekście - kompleksów z powodu bycia matką.
A ! I sobie życzę jeszcze, aby do przyszłego dnia matki nasz rodzinny album wypełnił się większą ilością naszych wspólnych zdjęć...;)
Chowałam głowę w piasek przed spojrzeniami, przed ocenami obcych i bliskich mi ludzi.
Z mej pamięci bardzo często na wierzch wyciągam jedno wspomnienie. Wspomnienie dnia, gdy miałyśmy może z jedenaście/ dwanaście lat.
Leżałyśmy na narożniku w jej kuchni i rozmawiałyśmy o przyszłości, o tym, że mamy siostry, które mają już swoje dzieci, o tym, że pójdziemy na studia i po tych studiach to przyjdzie czas na dzieci. Obie miałyśmy rodzeństwo, które miało już swoje dzieci, swoje rodziny, swoje życie. Pamiętam, że mówiłyśmy, że jak będzie miały tak 25 lat, to będziemy już takie dorosłe i że nie wyobrażamy sobie, żeby nie mieć wtedy jeszcze dzieci.
Nie wiem skąd wtedy w naszych młodych głowach wzięły się te myśli, ale wyryły się w nich bardzo mocno.
Całe życie miałam kompleks "starej mamy". Wszystkie moje koleżanki przychodziły do szkoły z mami młodymi, pięknymi, pełnymi energii. Moja była zmęczona życiem, wiekiem i było mi wstyd - bo nie chodziła do fryzjera, nie malowała się, cały czas spędzała w domu, lub w ogrodzie. Nie jeździliśmy na wakacje za granice, nie zdobywaliśmy górskich szczytów, nie rozmawiałyśmy o modzie, makijażu i najnowszych trendach, nie potrafiła obsługiwać komputera. Nie znała się na muzyce współczesnej - a wszystko co nowe było dla nie obce i niezrozumiałe.
Kochałam ją nad życie, choć przecież była moją największą przyjaciółką - to jednak bywało mi często wstyd i patrzyłam na inne matki z zazdrością.
Moja mama urodziła mnie w wieku prawie 40 lat. Dziś nikogo nie dziwi kobieta, którą dopiero przed czterdziestką zaczynają czuć potrzebę posiadania dziecka. Dziś na pierwszy planie stoi wykształcenie, kariera, pozycja społeczna - fundament do założenia rodziny.
Dopadł mnie kompleks bycia młodą matką. Na pytania o wiek w kontekście macierzyństwa zaczynam drżeć. Gdy zaszłam w ciążę, nigdy się nie cieszył. Padały pytania " I co teraz? Co ze studiami, co z Twoim życiem?" - jakby to wszystko od początku do końca mnie przekreślało.
Kończyłam studia z dziewięciomiesięcznym brzuchem. Broniłam się z noworodkiem na ręku. I w żadnym wypadku nie przekreśliło mnie ani mojego życia.
A jednak przez pierwsze miesiące nie wychodziłam sama z domu - zawsze pod czyjąś eskortą, jakby ciężar spojrzeń miał się rozłożyć na dwa.
Dopisywałam do tych spojrzeń historie, które w moim mniemaniu rodziły się w głowach obcych mi ludzi - że taka młoda, że pewnie wpadła z pierwszym lepszym, że zmarnowała sobie życie.
Mimo, iż wiedziałam, że to nie prawda, że Lea jest owocem naszego pięcioletniego związku, że była w planach choć może nie tak szybko, że przecież chcieliśmy założyć rodzinę i spędzić ze sobą resztę życia.
Wstydziłam się przed najbliższymi, przed przyjaciółkami, które odsunęła od siebie na myśl - że przecież nic nie rozumieją. Czułam wstyd, gdy opowiadałam o moim dziecku i nie dopuszczałam do siebie myśli, że One przecież tak naprawdę cieszą się razem ze mną.
Społeczeństwo bywa okrutne, stygmatyzuje, przykleja niewidzialne łatki nie mając o niczym pojęcia - a ja nie potrafiłam się przed tym bronić. A może tak na prawdę zbyt wiele uroiłam sobie w głowie?
Dziś mam 24 lata, i pełną świadomość, że to wcale nie wiek określa mnie jako matkę. Ale to jaka jestem dla swoje córki, to jaką miłością ją otaczam i to, że chcę pokazać jej cały świat z jak najlepsze strony, tak, żeby potrafiła od życia brać garściami. Tak żeby nigdy nie musiała się mnie wstydzić.
Dziś czuję się dobrą matką, najlepszą jaką mogę być dla mojej córki.
I w dniu naszego szczęścia, życzę sobie i wam, abyśmy nigdy nie miały w jakimkolwiek kontekście - kompleksów z powodu bycia matką.

A ! I sobie życzę jeszcze, aby do przyszłego dnia matki nasz rodzinny album wypełnił się większą ilością naszych wspólnych zdjęć...;)
30 komentarze
,
by mama-granda