Wiedziałam, że przy karmieniu naturalnym czeka mnie niejeden kryzys.
Wiedziałam, że będą momenty gorsze, tragiczne wręcz i rozwalające mnie na kawałki.
Wszystko wiedziałam.
Wiedziałam nawet, że być może i tym razem nie uda mi się tego pociągnąć.
Na wszystko byłam przygotowana.
Teoretycznie.
Wmówiłam sobie, że chociaż tez cztery miesiące, że będę się starać.
Starałam się. Przekroczyłam wszelkie mentalne granice jeśli chodzi o karmienie piersią, na siedząco, na leżąco, w łóżku, na kanapie, u teściów. W miejscach publicznych - co wcześniej wydawało mi się nie do pomyślenia - a pierwsze razy sprawiały, że oblewałam się potem.
Robiłam to ciągle i na zawałowanie. Dawałam całą siebie i nie dawałam sobie wmówić, że mam za mało pokarmu, że dziecko się nie najada.
Robiłam tak jak chciałam.
Minęła magiczna granica czterech miesięcy i padłam na twarz. Przed oczami mam wizję butelki, która rozwiązuje wszystkie moje problemy. Pozwala wreszcie odpocząć, oderwać od siebie dziecię, które wysysa ze mnie wszystko, całą energię, całą chęć działania.
Walczę ze sobą, bo z jednej strony ma już dość ciągłego wisielca, tego, że nie mam nawet pięciu minut spokoju, ani chwili dla siebie, ani wieczoru dla nas dwojga. Z drugiej natomiast widzę ją, uśmiechniętą te pierwsze minuty po odstawieniu od piersi.
Czuję tę magiczną więź, która jest między nami - a o której wcześniej myślałam, że to po prostu bajki i nic takiego się nie zdarza. 'Psychiczne Matki Polki wymyśliły sobie teorię na poparcie swojego długowiecznego karmienia. "
A teraz mam porównanie, bo przecież pierwsza niemalże od początku na mm, potocznie nazywanym paszą.
I ta więź i psychiczne uzależnienie ( matki, a domyślam się, że i córki) istnieje.
Fizycznie jestem wykończona, mentalnie nie jestem gotowa na odstawienie (?).
Tak naprawdę marzy mi się odpoczynek. Jeden dzień wolności. Czas na nadrobienie zaległości, zrobienie czegoś dla siebie, bez konieczności myślenia kiedy się obudzi ( jeśli w ogóle zaśnie), kiedy będę musiała ją nakarmić, czy sama zjem kiedykolwiek jakiś posiłek w spokoju.
A przecież to nie pierwszy taki kryzys.
I albo przetrwamy, albo padniemy obie.
Niestety dziś szala przechyla się w drugą stronę.
Zdjęcia: Lulu Photography
12 komentarze
,
by mama-granda