Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w plecak.
20:16Gdy Lea się urodziła śmiałam się, że będzie najmądrzejszym dzieckiem na świecie, że balet, przedszkole, skrzypce, trzy języki obce...
Wolne żarty!
Moje dziecko oczywiście jest najmądrzejsze, najcudowniejsze i najwspanialsze - tak samo jak Twoje.
Na nic jej dzisiaj przedszkole w wieku 2 lat, nie przeprogramuję jej na baletnicę w wieku 2,5 i nie zapiszę na skrzypce w wieku 3 lat.
Nie neguję, ale póki mam ten - dla wielu luksus- możliwości bycia z Leą w domu - niczego nie mam zamiaru jej przyśpieszać. Biorę nasz wspólny czas jaki jest, zwłaszcza, że wciąż w mej głowie wizja zbliżającego się końca bycia na wyłączność.
Nie porzucam swoim ambicji, nie porzucam własnego rozwoju, nie rezygnuję z chwil dla siebie, z małych przyjemności tylko dla nas dwoje. Szukam równowagi i cieszę się z tego co mam. I daję od siebie jak najwięcej.
Napływające zewsząd posty i przedszkolnych wyprawkach, o adaptacji malucha w przedszkolu. Wizja nowiutkich pachnących gumą trampek na moment przysłoniłam mi jasny obraz wszystkiego. I przez moment dałam się ponieść, dałam zwariować, że już czas, że skoro tamte mogą to w czym Lea jest gorsza?
Ano w niczym. Jak każdy trzylatek pójdzie do przedszkola w przyszłym roku i nikt nam nie odbierze tego roku, który wciąż jeszcze jest przed nami.
Korzystamy z niego ile się da, dopóki matka pół-wieloryb jeszcze ma siłę na weekendowe wyprawy. Na spacery leśnymi ścieżkami, na przeprawy przez niepewne kładki. Zabieramy ze sobą plecak- wcale nie przedszkolny, choć pewnie i do przedszkola nada się wyśmienicie. Wkładamy bidon z wodą i ruszamy przed siebie.
Mam to szczęście, że spotykam w blogosferze ludzi cudownych, twórczych, kreatywnych.
Z Patrycją gdzieś tam zeszły nam się drogi w połowie. Sprawiły, że z przyjemnością zaglądam do niej. I mimo, że obie jesteśmy różne, że Lea i Franka to dwie zupełne przeciwności - potrafimy znaleźć wspólny wątek.
Gdy rok temu rozmawiałyśmy na Matkach w Sieci o planach na przyszłość, że dobrze nam mimo wszystko siedzieć w tym domu, a jeszcze dobrze gdyby wpadł jakiś grosz z jakiegoś twórczego działania - wiedziałam, że w momencie gdy ja wciąż będę biła się z myślami, czy warto - ona pójdzie przed siebie i zacznie działać.
Z powodzeniem. Tego jej chyba nie można odmówić.
Patuhallowe lale zagościły już w niejednym domu i na niejednym blogu. Do nas pierwsza trafiła w grudniu. Jednak Patuhall to nie tylko lale, bo jej pomysłowość nie ma granic. A gdy zobaczyłam ten plecak na jej instagramie - wiedziałam, że musi u nas zagościć. A gdy Jakub sam się nim zachwycił - nie było wątpliwości.
Jest, najlepszy, nasz.
Możecie podziwiać! :)
8 komentarze
I ja pozostawiam moją 2,5 latkę na ten rok w domu i zupełnie mi z tym dobrze, wizja kolejnego roku razem jest bezcenna.
OdpowiedzUsuńA co do Patrycji to się zgodzę tworzy cuda idzie na przód ;) A worek którym nas obdarzyła jest niezastąpiony na wszelakich wyprawach...
Szukasz równowagi mówisz.. ja też ciągle szukam z różnym skutkiem mi się to udaje.
OdpowiedzUsuńA co do przedszkola, Julka mój 2,5 latek wyrusza od września, ale ja nie mam wyboru,nie mogę z nią zostać.
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu mam to ogromne udogodnienie, jeśli muszą lub po prostu chcą wrócić do pracy.:)
UsuńPoza tym 2 latka, a 2,5 to też znaczna różnica jeśli chodzi o tak małe dzieci. :)
Bardzo fajny plecaczek.
OdpowiedzUsuńU nas przedszkole również przełożone na za rok, chociaż czasem mi szkoda, że nie ma towarzystwa rówieśników ale może jakieś zajęcia sprawę załatwią...
OdpowiedzUsuńA za słowo cudowne i piękne zdjęciach na Lei plecach po raz wtóry dziękuję :)
plecaczek cudowny OdpowiedzUsuń
Och, gdyby ktoś mi dał możliwość pozostania z małym w domu, nie zastanawiałabym się dwa razy. Niestety jest jak jest, do pracy będzie trzeba wrócić po roku. Tu na szczęście babcia pędzi nam z pomocą :)
OdpowiedzUsuńnie ma to jak wycieczka do lasu ... uwielbiamy i często z tych darów przyrody korzystamy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś