Opowiem wam co u nas.
21:37
Opowiem wam co u nas. I jak sama zgotowałam sobie ten los.
Niemalże pół roku temu na świat przyszła Pola. Pół roku nieustające walki o każdy ( mój) oddech.
Pół roku, w czasie którego bezmiar szczęścia miesza się z frustracją. Nie policzę przepłakanych nocy, nie policzę też chwil, kiedy myślałam sobie, że teraz mogę wszystko.
Jak dla mnie - standard. Nie ważne czy mam dwójkę dzieci czy miałam jedno, albo wcale.
Permanentna huśtawka nastrojów.
Pierwsze półrocze przyniosło nam dużo zmian i dużo nadziei na lepsze jutro.
Wizja tego lepszego jutra łączy się z realną wizją przeprowadzki na nowe, własne m-ileś tam. Więc najpierw Pola, potem doradcy, formalności, banki, kredyty, papiery, notariusze, a teraz remont.
Choć sfinalizowaliśmy umowę dopiero w maju - mam wrażenie, że ten remont trwa już dwa lata. I jedyne co widzę to dziury, rury, rureczki, beton i goniące nas terminy.
Więc te pół roku siedzę jak na bombie.
Bo Pola, chce jeść, nie chce jeść. Nie chce smoczka, nie chce butli. Chce wisieć na mnie "all day long... ". Nie ma szans na wyjście gdziekolwiek, z kimkolwiek bez niej. Nie ma szans na oddech, nie ma szans na chwilę wytchnienia.
A ! Dodajcie jeszcze do tego niesforną trzylatkę, źródło moich największych frustracji. Bo choć jest najwspanialsza na świecie, choć pomaga mi przy Poli, choć stara się jak może - to mimo wszystko ma te gorsze dni, które sprawiają, że przytłaczają mnie wyrzuty sumienia z powodu mojej złości i niemocy.
Bo trzeba pilnować terminów, które narzucił na nas bank.
Bo trzeba wybrać miejsce na wakacje. Ogarnąć wakacje, spakować się na wakacje, ogarnąć po wakacjach.
Bo gdzieś tam trzecie urodziny Lei nam mignęły.
Bo "wszystko na mojej głowie".
Dziewczyny, dom, remont, wybieranie płytek, podłogi, baterii, wanny, oświetlenia. Sprawdzanie norm, standardów, odległości - tak to jest, gdy tnie się koszty i wszystko chce się samemu zrobić. Znam się chyba już na wszystkim. I ręka mnie swędzi, bo nawet nie mogę być tam na miejscu. Działać, robić, szpachlować, tynkować i wtrącać się do wszystkiego. Dwa razy dziennie dostaję tel z ogólnikowymi informacjami jak się sprawy mają, kilka fotek na fejsie i tyle.
No, przecież Pola. Gdzie z dzieckiem na remont.
Więc, gdy nie wisi na mnie Pola, nie jęczy nad uchem Lea ( czyli jest wieczór i obie śpią), mam "czas" na ogarnięcie spraw związanych z wykończeniem mieszkania.
W przerwach na załadowanie strony przeglądam fejsa i rzucam jedno oko na to co w blogowym świecie piszczy.
Aha, jeszcze gdzieś tam około kwietnia, chyba nawet wam o tym pisałam - postanowiłam ruszyć swoje cztery litery, przestać użalać się nad własnym wyglądem i ciążowymi pozostałościami. I to jest to moje pół godziny w ciągu dnia. Pod warunkiem - że Pola nie krzyczy, Lea ( jak wyżej) nie jęczy, albo obie na raz nie żądają mojej uwagi, a ja nie pocę się bardziej z nerwów niż od ćwiczeń.
Marzenie mam niewielkie.
Czasem mi jest z tego powodu wstyd.
Marzę o odcięciu Poli od siebie.
O jednym dniu wolnym. Takim, że nic nie muszę. Nie muszę jeść, nie muszę karmić, nie muszę się myć, albo wręcz przeciwnie - mogę ogarnąć się od stóp do głów i wyjść z domu. Bez wózka, bez dziecka, bez torby, w której znajdziesz krem na odparzenia, pieluchy i kilka zabawek,- ale nie znajdziesz na pewno szminki.
Iść i robić co tylko chcę i nie musieć wracać do domu na godzinę dwudziestą, bo przecież dzieci ktoś położyć musi.
16 komentarze
Pola od zawsze 'cycozwis' czy nabyła w czasie karmienia ?! bo ja się boję... bo chłopcy podobno często tak mają... bosie się bo wiesz że ja nie lubię KP
OdpowiedzUsuńfajnie wiedzieć co u Was :) zdecydowanie chcę Cię więcej !!
Nie mam pojęcia, bo od zawsze była na piersi. :p Na początku byłam dumna, bo robiłam wszystko, żeby nie stracić pokarmu. A dziś? Szkoda gadać... ju noł. ;)
UsuńTo ja Cię pocieszę, mój Aleksander przez pierwsze pół roku nie mógł zostać z nikim nawet na 15 minut, jadł nawet co godzinę choć bardziej potrzebował bliskości. Wtedy tak jak Ty marzyłam żeby go na chwilę odciąć ale mineło pół roku zaczął się zmieniać po pewnym czasie doszły inne pokarmy i teraz w wieku 10 miesiecy zostaje z tata lub babcią nawet na kilka długich godzin. Najada sie czym innym a ja jak głupia cieszę się że kiedy jestem w domu to przytula się i chce piersi a nie stałe pokarmy. Patrzę jak je i chciałabym żeby na razie już nie rósł. Cieszę się tą jego ogromną potrzebą bliskości i piersi bo on dopiero był taki malutki a z miesiąca na miesiąc jest starszy..
OdpowiedzUsuńCzyli jest wizja lepszego? W ostatnim czasie kp bardziej mnie irytuje niż sprawia przyjemność, więc sama nie wiem. Ale Pola za żadne skarby nie chce niczego innego. A rozszerzanie diety dopiero przed nami...
UsuńNa prawdę znam to uczucie.. już miałam dość karmienia a przy mojej decyzji wytrwałam tylko dzięki świadomości że daje synowi to co najlepsze i najważniejsze. Powoli nadchodzi i dla Ciebie pierwszy oddech :)
UsuńJa też o tym marzę. I też mi sie jest trudno przyznać że mój syn doprowadza mnie ostatnio do szaleństwa, wstyd tym bardziej że to może być moja wina, może go trochę ostatnio zaniedbuję i więcej czasu poświęcam córci, bo mniejsza i tak jak twoja cały czas przy cycu. Łączę się więc z Tobą w bólu i marzeniu ;)
OdpowiedzUsuńNo to mamy identyczną sytuację. Lea zaniedbana - po naszych ostatnich wakacjach widzę jak potrzebowała naszego czasu - ale gdy wróciliśmy sielanka trwała tylko chwil - bo zaraz wróciła proza życia i znów mniej czasu na cokolwiek. Zwłaszcza, gdy jestem niemalże 24 h sama z dziewczynami... Byle do przeprowadzki...;)
Usuńa ty ciągle piszesz o moim życiu.......
OdpowiedzUsuńmąż ciągle na budowie, bo tniemy koszty i małżon po pracy, przed pracą, pomiędzy pracą buduje, tynkuje, szpachluje.
ja jak dzieci ida spać siadam na neta i szukam łazienki/kuchni (do salonu jeszcze nie doszłam )
ciągle coś zamawiam, coś robię, a wydaje mi się tak jakbym nic nie robiła i tak mało zrobiła dla tego naszego domu
Choć u mnie jest lepiej bo młodszy ma już 15 m-cy i już od niedawna jest bezcyckowy, więc mam możliwość go zostawić, ale wychodząc gdzieś ciągle z tyłu głowy mam myśl "szybko, bo dzieciaki/bo jeść/bo spać/bo dokuczają babci itp"
ehhh życie....
U nas to samo. Mąż wpada do domu na jakieś 5 h - czyli na sen. Mi brakuje ludzi i możliwości porozmawiania z kimś kto ma więcej 3 lata i nie jest moją matką ani teściową. ;)
UsuńWiem co czujesz, choć na pewno nie mam tak ciężko jak ty. Bo mogę wyskoczyć na parę godzin, jak dzisiaj, bo nie mam na głowie remontu, a chłop mi koło tej 16 wraca jednak do domu. Ściskam cię mocno, banalnie napiszę: to minie. Musi minąć. Na pewno minie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej możliwości "wyskoczenia". Chociaż dzisiaj ten mój wymarzony dzień wolny najchętniej spędziłabym wykańczając łazienkę na mieszkaniu...
UsuńNie powinnam była tego czytać. Urodziłam dziecko 2 dni przed przeprowadzką. Nie zdążyłam zrobić połowy zakupów, nie zdążyłam nic... ja leżałam w łóżku, a moi koledzy pakowali MOJE ubrania i moją bieliznę do kartonów. Są kochani, że nic głupio nie komentowali. Z Patrykiem próbujemy znaleźć 10 minut dla siebie pod wieczór, żeby nie stracić ostatnich resztek poczucia normalności, ale nawet wtedy dzwoni telefon, lub dzwonek do drzwi.
OdpowiedzUsuńDziś wieczorem mówię do męża mego: jeszcze tydzień, dwa i ten maraton się skończy! W odpowiedzi dostałam listę obowiązków naszych na najbliższy miesiąc.... i choćbym bardzo chciała, tym razem to mój mąż wygrał. Przy życiu trzyma mnie tylko myśl, że do Bożego Narodzenia jakoś się ogarniemy :) Wy też :*
A ja mam wrażenie, że u was to wszystko takie piękne, sielskie i ciepłe. Bije od Ciebie tyle ciepła i dobra, że musi wam się wszystko pięknie ułożyć. Wierzę w to i mam nadzieję, że będzie wam w tym waszym, nowym miejscu jak najlepiej :*
UsuńPrzechodziłam, to rok temu (tylko z jednym dzieckiem przyczepionym do mnie i chyba było troszkę łatwiej) ale pocieszę cię, że wkrótce to się skończy i będzie przepięknie .... buziaki dla was
OdpowiedzUsuńAleż jestem ciekawa tego Waszego mieszkania. Usiedzieć nie mogę!! :) A cały tekst, matczyna codzienność pełna wzlotów i upadków okropnie mi bliska, a jeszcze bliższa była mi pół roku temu.
OdpowiedzUsuńAleż jestem ciekawa tego Waszego mieszkania. Usiedzieć nie mogę!! :) A cały tekst, matczyna codzienność pełna wzlotów i upadków okropnie mi bliska, a jeszcze bliższa była mi pół roku temu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś