O prezentach i wishlistach.
12:22
Siadam przed laptopem i rozkładam ręce. Ledwie minął Halloweenowy bum, ledwie wznieśliśmy się na patriotyczne wyżyny, a już nieme obrazy na ekranie nucą do mnie Last Christmas... I choć lubię magię świąt, lubię wizję tego białego puchu, samochodów pędzących z choinkami na dachach, ludzi obłóczonych torbami z prezentami - to jeszcze nie czas ! (Oczywiście jest to wizja wykreowana przez reklamy.)
Rozumiem, że z punktu widzenia marketingu - to jednak najlepszy czas, bo gros z nas postanowi zrobić zakupy wcześniej, potem i tak jeszcze coś dokupi, bo tuż przed samymi świętami pojawią się przeceny, rabaty, rabaciki, okazje obok, których nie można przejść obojętnie.
( A po świętach mega SALE, bo przecież grudzień i styczeń płynie nam pod znakiem wydatków.)
Rozkładam ręce, bo nie napisałyśmy listu do Świętego Mikołaja. A z blogów wyskakują wishlisty (rodziców czy dzieci?), zestawienia najlepszych, najtrafniejszych, najpraktyczniejszych i najpotrzebniejszych rzeczy/ prezentów.
Pytania o ilość przeznaczanych przez nas pieniędzy na prezenty w okresie mikołajkowo-świątecznym. Cholera. Nigdy nie robiłam bilansu. I wcale nie dlatego, że nie muszę, ale dlatego, że chyba liczy się sam prezent, gest, trafność wyboru - a nie jego cena.
Zaspokajamy potrzeby dziecka czy swoją potrzebę pokazania, że stać nas na drogie zabawki dla dzieci?
Ilość przekładana na jakość? Czy jakość nad ilość?
Czy nasze dziecko nie będzie bardziej cieszyło się z jednej zabawki o której marzy od dłuższego czasu, niż ze sterty gadżetów, które po dwóch dniach wylądują zapomniane w koszu z zabawkami?
Czy lepiej obrzucić je masą zabawek, bo święta to doskonały czas na obdarowywanie.
A co z tymi dziećmi co już wszystko mają, bo każda wyprawa do sklepu kończy się wyproszoną "wymarzoną" zabawką, której po trzech dniach się już nie pamięta?
Czy dziecko wtedy potrafi doceniać prezenty?
Czego uczymy nasze dzieci? To wciąż pytanie na które nie potrafię sobie odpowiedzieć, bo padają argumenty: " skoro mnie stać", " mojemu dziecku niczego nie odmówię", " odejmę sobie od gęby, a dziecku tablet dam. Niech ma".
Konsumpcjonizm już dawno zrobił nam wodę z mózgów i nawet, gdy usilnie próbujemy z nim (z nami samymi ) walczyć - to chcąc nie chcąc poddajemy się jego wpływom. Wpadamy w przedświąteczny szał, racjonalność wyborów pozostawiają w domu pod poduszką.
A może pod poduszką gromadzimy właśnie te nasze wishlisty?
Patrzę na to moje dziecko o dziwo nieskażone, nieproszące o zabawki w sklepie, cieszące się z każdego drobiazgu jakie dostanie, nazywające wszystko dookoła prezencikami i zastanawiam się jak długo uchroni się przed potrzebą posiadania.
JEŚLI WCIĄŻ WYSTĘPUJĄ PROBLEMY Z KOMENTARZAMI PROSZĘ WAS O INFORMACJĘ O TYM CO JEST NIE TAK I Z JAKICH KONT NIE MOŻECIE KOMENTOWAĆ. :)
2 komentarze
U nas w pokoju Edka tez zabawki nie "wylatują" z każdej półki, szafy. Staramy się mądrze wybierać zabawki, książeczki. Jak piszesz powyżej staramy się iść na jakość, kreatywność tego czym bawi się niż na ilość posiadanych zabawek.
OdpowiedzUsuńbardzo lubię czytać Pani blog. nie mam jeszcze dzieci, ale bardzo chcę mieć. dużo przyjemności mam z przebywania tutaj.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dziękuję, że jesteś