Idealny partner dla blogerki.
10:53Zazwyczaj stanowią tło dla naszych blogowych wypocin. Zazwyczaj stoją w tyle - wywoływani pod tablice w sytuacjach wyjątkowych - rocznicowa wycieczka za miliony, lub rozwód, z powodu milion dwieście pięćdziesiątego.
Jednego nie da się ukryć - gdyby nie Oni, nie byłoby nas tu, nie byłybyśmy matkami, nie należałybyśmy do grona blogujących mam. Może pisałybyśmy o naszych rodzicielskich marzeniach sennych, albo o losie singielki w wielkim mieście. Gdyby nie Oni, to wszystko tu nie miałoby jednak miejsca.
Sprawca (tego wszystkiego) musi charakteryzować się cierpliwością, wyrozumiałością i dystansem, ale także zasobnym portfelem, coby spełniać nasze wszystkie zachciankowe must-have'y blogowe. Najlepiej, gdy jest freelancerem, angażującym się w nasze życie i w kreowanie życia blogowego.
Dobrze, gdy pstryka foty, dobrze, gdy ma brodę ( po spotkaniu Mama Time okazuje się, że szanujący się blogerski mąż powinien mieć brodę !), dobrze, gdy odciąża nas i bez mrugnięcia okiem robi za niańkę podczas naszych blogerskich spotkań. Spełnia zachcianki, co wieczór szykuje idealną kolację, z lampką drogiego szampana ( koniecznie fotka na insta), zaskakuje każdego dnia nowym pomysłem na spędzenie czasu wolnego, wozi po wszystkich targach designu dziecięce i realizuje kolejny w tym tygodniu plan przemeblowania pokoju naszego dziecięcia, aby pasowały do niego dopiero co zamówione cotton balls'y.
Ideał.
Mojemu do powyższego ideału daleko, a jednak ideałem jest (moim). Choć nie angażuje się w moje sprawy blogowe, zagląda tu sporadycznie (?), nie wiem czy czyta, czy tylko rzuca okiem, czy znów go nie obsmarowałam /wrzuciłam niekorzystną fotkę. To jednak, gdyby nie On, jego wsparcie, jego wyrozumiałość, nie miałabym ani czasu ani przyjemności z blogowania. Choć mówi, że nie chce wystawiać swojego życia na pokaz, nigdy nie powiedział mi " nie rób tego", "nie pisz o nas", "nie chcę, abyś prowadziła blog". Choć początkowo dawał mi odczuć, że nie na rękę jest mu cała ta sytuacja, oswoił się z nią i dziś wspiera mnie na każdy kroku. Jest dobrym doradcą, studzi moje emocje, sprowadza na ziemię, gdy za bardzo gorączkuję, trzyma portfel w ryzach, ale też motywuje i daje mi odczuć, że docenia moją pracę i zaangażowanie.
Gdyby nie On, nie byłoby nas tu.
Nie mogłabym pozwolić sobie na zaangażowanie w coś tak trywialnego jak prowadzenie bloga, spędzanie czasu przed szklanym ekranem monitora, zamiast szykowania dwudaniowego obiadu (plus deser) każdego dnia przed czternastą.
Codziennie podziwiam jego zaangażowanie w nasze życie rodzinne, jego starania w to, abyśmy były jak najszczęśliwsze, abyśmy bardziej BYLI niż mieli.
Czas, który sobie poświęcamy, jest nieoceniony. Jest nie do zastąpienia żadnym dobrem materialnym, żadnym must have'em, żadnym hand made'em.
Chciałabym, aby pozostało już tak zawsze.
Choć bywa tłem dla naszego blogowego świata, mimo, że pojawia się w nim częściej niż się wydaje, mimo, że pewnie nie na rękę mu takie wyznania na łamach mojej strony, to chciałabym, żeby wiedział, że wszystko co mam zawdzięczam właśnie jemu.
A w dniu jego urodzin, życzę mnóstwa( między innymi) cierpliwości i wyrozumiałości dla żony blogerki.
I dziękuję, że jest.
Najlepszy.
12 komentarze
To ważne, by mieć kogoś takiego przy sobie:)
OdpowiedzUsuńBardzo ważne. :)) Choć czasem i tak narzekam. ;))
UsuńMieć kogoś takiego przy sobie to skarb i wielkie szczęście ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że też mam taką osóbkę u boku
No to też się cieszę, bo zasługujemy na to co najlepsze Usuń
Pięknie to ujęłaś w słowa, bo rzeczywiście nawet jak nie chcą to tu są, bo a to się pochwalimy pod czyimś postem, że nasz też półkę zrobił, a to ponarzekamy, bo tak samo skarpetek nie sprząta... Mój też nie za bardzo pasuje do tego "profilu" na wstępie wpisu (zwłaszcza jeśli chodzi o ten portfel ;)) ale taki idealny, blogowy mąż jest mi zbędny, bo chyba bym nie chciała, żeby on ze mną świadomie ten wirtualny świat kreował. Pasuje mi taki stąpający po ziemi. I chociaż mojemu cierpliwości odmówić nie można, to czasem też go coś trafi i mi stęka "na nocki to się może całkiem do internetu przeprowadzisz :P"
OdpowiedzUsuńMój nie stęka, bo sam wtedy buszuje po necie...;) I ten idealny blogowy też mi niepotrzebny - bo musiałby być kimś zupełnie innym niż, jest ten mój. :)) A póki co wymieniać go nie zamierzam. ;p
UsuńAmen.
OdpowiedzUsuńA zanim Kuba przeczyta ten post podrzucisz mu i drugie na czas "relaksu" przed szklanym ekranem :)
Hmm hmm nie wiem czy da się tak łatwo wrobić w drugie do pilnowania :P
UsuńO matko jakie to prawdziwe ;)
OdpowiedzUsuńPierwsza cześć pomieszania wszystkich nam znanym z winem na insta rownież :) ale wracając do Kuby - złoty człowiek, opanowany, wyłapujący każdy szyderczy żart :) zdrowka Kuba ! I kolejnej setki :* wspaniały team tworzy Wasza rodzinka ;)
Miłe słowa piszesz, bo wiem, że Kuba na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo niedostępny! :) Zresztą ja chyba też :p
UsuńTeż mam takiego męża co murem za mną stoi :) Niby nie jest zainteresowany a czasem podpyta co tam na blogu.
OdpowiedzUsuńI wiesz... ma brodę, na szczęście od lat
Bardzo to prawdziwe:) pięknie napisane!
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś